Już dziś w Kazimierzu Dolnym i Janowcu nad Wisłą rusza jeden z najstarszych i najfajniejszych letnich festiwali filmowych w Polsce –
BNP Paribas Dwa Brzegi. Przez najbliższy tydzień widzowie zobaczą wybór najciekawszych filmów z ubiegłego sezonu, kilka canneńskich i berlińskich hitów oraz najnowsze dokumentalne krótkie metraże. A to dopiero początek.
Na otwarcie, prosto z Cannes, "
Corsage", czyli fantastyczny obraz o cesarzowej Sisi autorstwa
Marie Kreutzer (jego zwiastun znajdziecie poniżej). Z kolei my, korzystając z okazji, przypominamy fragmenty kliku recenzji filmów, które również będziecie mogli zobaczyć na
Dwóch Brzegach. Widzimy się w kinie!
***
Są na sali fani
Apichatponga Weerasethakula i
Carlosa Reygadasa? Jeśli są, to mogą spać spokojnie: "
The Eight Mountains" to trzygodzinne, kontemplacyjne kino drogi, które nie bierze jeńców.
Felix Van Groeningen oraz
Charlotte Vandermeersch, tandem w pracy i w życiu, z ogromną dozą czułości i cierpliwości opowiada o sile męskiej przyjaźni, która okazuje się potężniejsza od wszystkich żywiołów natury. Jasne, relacja, która rodzi się wśród epickich górskich scenerii, może przywodzić na myśl kowbojskie love story z "
Tajemnicy Brokeback Mountain" czy idylliczny włoski romans w "
Tamtych dniach, tamtych nocach". Jednak "
The Eight Mountains" to nie kolejna romantyczna historia o zakazanej miłości czy niepohamowanym pożądaniu, a głęboko poruszająca filozoficzna przypowieść o braterstwie. We współczesnym kinie jest ich po prostu za mało.
Całą recenzję przeczytacie TUTAJ.
***
Dokument
Giuseppe Tornatore o twórczości zmarłego w 2020 roku
Ennia Morricone w swoim krótkim opisie może przypominać flaki z olejem. Niech jednak nikogo nie zrazi nieporęczny 150-minutowy format, konwencjonalność gadających głów i poprawna chronologia biografii żyjącego dziewięć dekad kompozytora. Czasem o wartości filmu nie muszą świadczyć artystyczne ekscesy reżysera. W "
Ennio" autor "
Cinema Paradiso" (współpracownik
Morricone przez blisko trzy dekady) ukrywa się za kamerą i słucha. Słucha artysty, jego dzieła i tego, co o tym dziele mówią inni. Hołd dla kompozytora o wielu muzycznych obliczach przeradza się w wirtuozersko zmontowaną, cudownie meandrującą, nie tylko gadaną, lecz obfitującą w dynamiczne archiwalia i opatrzoną wypowiedziami mistrzów X muzy opowieść o (pop)kulturze ostatniego półwiecza, lekcję historii kina i stymulujące ćwiczenie z analizy muzyki filmowej. Uderza przy tym prosto w serce: jako źródło nostalgii przypomina o emocjonalnej potędze obrazów pożenionych z dźwiękiem.
Całą recenzję przeczytacie TUTAJ.
***
Kowalski tak prowadzi narrację, że całkowicie zaciera się granica między pracownikami lombardu a jego klientami. Wszystkich ich łączy wspólna teraźniejszość, a często również podobieństwo życiowych doświadczeń. Jak choćby przemoc ze strony partnera czy pragnienie gestu życzliwości. "
Lombard" jest więc swoistym zwierciadłem, w którym odbija się codzienność nie tylko bohaterów dokumentu, ale również wielu milionów Polaków w różnych zakątkach kraju. Ma to głęboko terapeutyczny wydźwięk. Pozwala sobie uświadomić, że nie jest się samemu. Daje też obietnicę, że nawet w ponurej rzeczywistości jest miejsce na ciepło, życzliwość i wsparcie ze strony drugiego człowieka, który pomaga nie z abstrakcyjnie pojmowanego altruizmu, lecz ponieważ doskonale wie, jak to jest klepać biedę.
Całą recenzję przeczytacie TUTAJ.
***
Reżyser finezyjnie łączy animowane rekonstrukcje zdarzeń i dokumentalne wstawki, by możliwie najpełniej oddać doświadczenie Afgańczyka Amina Nawabiego, który wraz z rodziną opuścił ojczyznę w 1989 i ostatecznie przedostał się do Danii. Mężczyzna postanawia po wielu latach dać świadectwo temu, co go spotkało, począwszy od dzieciństwa w Kabulu, przez naznaczoną strachem i niepewnością nastoletniość w Moskwie, a skończywszy na samotnej wyprawie do Kopenhagi. Śledzimy więc narysowane piękną kreską sekwencje ożywiające historie Amina o młodości oraz te ilustrujące jego dorosłość rozpiętą między karierą naukową i związkiem z Duńczykiem Kasperem. Ciąg ruchomych obrazów uzupełnia przejmująca, pierwszoosobowa narracja bohatera.
Całą recenzję można przeczytać TUTAJ.
***
Tak jak jego poprzednie obrazy, tak i ten, rozgrywający się w Nysie, rodzinnym mieście reżysera – przy całej ekscentryczności postaci – zachwyca autentyzmem: dialogów, scenerii, atmosfery. Przyjemnie ogląda się też zróżnicowaną paletę kolorów, niekiedy o bardziej pastelowym lub neonowym nasyceniu, która sytuuje się zarówno z dala od pozującej na wyrafinowany splin szarzyzny, jak i katalogowych barw szczęścia. Podobnie ulokowane jest emocjonalne brzmienie filmu: nie jest to kino, które brutalnie kopie czy rozdziera serce lub bezrefleksyjnie poklepuje po plecach i na siłę podciąga kąciki ust.
Całą recenzję można przeczytać TUTAJ.
***
Po seansie filmu w pamięci widzów niewątpliwie pozostaną dwie rzeczy. Jedną z nich jest wspaniałe aktorstwo – szczególnie główna kreacja
Franza Rogowskiego, który rewelacyjnie połączył w swojej postaci romantyczną i poetycką naturę z prostotą przedstawiciela społecznych nizin. Największą zaletą "
Wielkiej wolności" są jednak piękne zdjęcia
Crystel Fournier, francuskiej operatorki znanej głównie z prac nad wczesnymi filmami
Céline Sciammy ("
Lilie wodne", "
Chłopczyca").
Całą recenzję można przeczytać TUTAJ.