Fabuła stara jak świat. Nieudacznik lub ten, który pretenduje do tego miana, niespodziewanie dostaje szansę od losu, z którą większość się nie zgadza. I musi pokazać "tym wszystkim", że da radę.
Fabuła stara jak świat. Nieudacznik lub ten, który pretenduje do tego miana, niespodziewanie dostaje szansę od losu, z którą większość się nie zgadza. I musi pokazać "tym wszystkim", że da radę. PO to wielka, optymistycznie patrząca na świat panda z maleńką nadwagą. Jest największym fanem kung-fu w Dolinie Spokoju, gdzie mieszka. Możemy powiedzieć, że jest początkującym nieudacznikiem - pracuje w restauracji swojego ojca, sprzedając zupę z kluskami (przy okazji jego ojciec jest... kaczką?) i nic nie wskazuje na to, by coś mogło się zmienić. Jednak pewnego dnia szczęście się do niego uśmiecha. Przez przypadek (a może nie) dołącza do piątki legendarnych zawodników kung-fu: Tygrysicy, Żurawia, Małpy, Żmii i Modliszki kształcących się pod okiem Mistrza Shifu. Jednak zanim zorientuje się, o co chodzi w tej całej grze, były uczeń Shifu, lampart Tai Lung, wydostaje się z więzienia, by zrobić jatkę, jakiej świat kung-fu jeszcze nie widział... Panda jako mistrz kung-fu? Panda, która potrafi jedynie dobrze zjeść mistrzem kung-fu? Panda, która po 5 pierwszych schodkach mistrzem kung-fu? Odpowiedź brzmi: TAK! Dawno nie oglądałam dobrego filmu animowanego. Podświadomie szukałam i nadal szukam drugiego "Shreka" bajki-przełomu. Może coś na wzór "Epoki lodowcowej"? I w końcu, po niewielkim zastoju, Wytwórnia DreamWorks zaserwowała nam wielkie show z pandą w roli głównej. Spodobał mi fundament tej produkcji: kung-fu. Chociaż w kinematografii filmów osnutych wokół tego tematu nie brakuje, a nawet jest ich troszeczkę za dużo, w animacji, jak widać, pomysł się sprawdza. Twórcy stworzyli bardzo lekką, bezstresową historyjkę, która ma niestety swoje minusy. Przede wszystkim przewidywalność. Odwołując się znowu do "Shreka" i "Epoki lodowcowej", akcja w tych filmach była na tyle dobrze skonstruowana, iż do ostatniego momentu nie wiedzieliśmy, co się stanie. A tu - przecież od razu wiadomo, że takiej fajnej pandzie nic nie może się stać! To oczywiste, że wszystko zakończy się happy endem i jeszcze powstanie kolejna część przygód dzielnego wojownika. Również grafika pozostawia wiele do życzenia. Animatorzy wykorzystali szablony ze "Shreka" (znowu on?!). Zabrakło nowych, świeżych pomysłów. Mówiąc o stronie polskiej, dubbing jak zawsze rewelacyjny, kilka razy uśmiałam się do łez. Cieszę się, że teksty nie były zaczerpnięte od polityków czy gwiazd. Podsumowując: film dla dużych i małych. Każdy znajdzie coś dla siebie. Kasa na seans nie będzie wyrzucona w błoto. Czekając na kolejną część, zadaję sobie pytanie: czy wzrósł odsetek dzieci uczęszczających na zajęcia karate?