PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=868421}
5,4 6 672
oceny
5,4 10 1 6672
5,3 10
ocen krytyków
Cry Macho
powrót do forum filmu Cry Macho

Jasne, że nie jest to najlepszy Jego obraz. Jednak patrząc z pewnej perspektywy to… bez znaczenia. Jako fan Eastwooda po prostu zwyczajnie i po ludzku cieszę, że mogę Go zobaczyć w kolejnym filmie, w jeszcze jednym obrazie, w jeszcze jednej historii.
Niech i tam sobie ledwo już chodzi i ledwo wypowiada swoje dialogi. Ten rodzaj geriatrii mnie nie przytłacza. Dla mnie już i tak pozostanie Wielki a to co do Niego żywię to głównie podziw.
Pamiętam czasy gdy jako student słyszałem o nim nieodmiennie, że troglodyta, że facet od kina akcji i niczego więcej itd. Gadali tak wszyscy wkoło a najgłośniej gadało tzw. środowisko eksperckie (mama prenumerowała "Film" i "Ekran"; pamiętam te komentarze doskonale).
A „ten facet” pokazał z czasem wszystkim jak bardzo się mylili.
Do dziś pozostaje jednym z zaledwie trzech hollywoodzkich reżyserów w dziejach kina amerykańskiego, który są / byli w 100% niezależni robiąc filmy takie jakie chcą i sobie wymyślą bez oglądania się na kogokolwiek i wchodzenia w buty dziada proszalnego (dwaj przed nim to Chaplin i Woody Allen). Dla mnie to się liczy a braki czy niedorzeczności scenariusza, chwilami ewidentne – schodzą u mnie na drugi plan.

Doceniam też, że starzeje się z godnością co zaczyna wręcz stanowić ewenement na tle środowiska Hollywood pod pewnymi względami przypominającego już dom wariatów sunący ku samozagładzie.
Poza tym nawet jeśli film jest na swój sposób przeciętny – należy też docenić fakt, że Clint w pewnym sensie rozlicza się (rozprawia) w nim z własną legendą. Tego tytułowego macho, który się w fabule przewija i może być przypisywany kilku bohaterom (z kogutem rzecz jasna na czele) można interpretować na wiele jeśli nie na każdy możliwy sposób (wliczając ten prześmiewczy).

Po prostu cieszę się tym, że dał nam w prezencie jeszcze jeden film, bo coś mi mówi, że może to być film stanowiący swoiste pożegnanie (odsyłam nie tylko do fabuły obrazu, ale też i do wieku który już gwiazdor prezentuje).
Obym był złym prorokiem. Życzę sobie tego z całego serca.

Ode mnie „6”, zapewne naciągane, niemniej stanowiące pochodną podziwu dla gościa który w tym wieku wciąż reżyseruje, pisze scenariusze, gra w filmach oraz robi (i dokańcza) mnóstwo innych rzeczy stanowiąc jakby zaprzeczenie praw natury i upływu czasu.

Na koniec podzielę się przemyśleniem z innej działki.
Ciekawe iloma komentarzami widzów którzy JUŻ OBEJRZELI FILM musi zostać zasypany Filmweb aby ekipa odpowiedzialna za ten filmowy serwis ocknęła się z letargu odblokowując możliwość oceniania. Robimy zakłady? :-)

Pozdrawiam.


ocenił(a) film na 4
jabu

Czy pożegnanie to ciężko powiedzieć, może tak być ale jak zdrowie pozwoli to pewnie jeszcze w czymś zagra albo przynajmniej wyreżyseruje, choć tak szczerze to nie wiem czy w tym wieku powinien się jeszcze na to porywać bo z każdym filmem niestety może być już tylko gorzej, więc może lepiej odejść w chwale i już nic więcej nie kręcić:)

slobi

myślę, że taki człowiek ma wywalone w to, czy odejdzie w chwale, czy nie

ocenił(a) film na 8
jabu

W identyczny sposób odbieram i osobę i twórczość Clinta Eastwooda. Człowiek który idzie własną ścieżką. Wybitna osobowość.

ocenił(a) film na 6
Robertus55

I jak każda wybitna osobowość (ale zaznaczmy, że odstająca od tzw. mainstreamu) kole w oczy ściągając na siebie krytykę.
Tydzień temu przeczytałem a dokładniej to z trudem przebrnąłem przez najnowszą biografię gwiazdora wydaną na rynku polskim. Pióra McGilligana, opublikowaną przez Znak Horyzont (nie mylić z krakowskim Znakiem).
"Clint. Życie i legenda".
Chwilami dosyć żenująca lektura. 90% treści skupia się na wadach Eastwooda kreując obraz człeka mściwego, małostkowego i prymitywnego w odruchach. Rozpamiętującego urojone krzywdy, nie dzielącego się z nikim zyskami i zakulisowo niszczącego wszystkich, którzy mu w jego rozumieniu podpadną.
Szeroko rozumiane środowisko artystyczno-liberalne bardzo ale to bardzo Go nie lubi dając temu wyraz w wywiadach na Jego temat czy w biografiach krojących Mu odpowiedni garniturek.
Aktor i w tym także odstaje od reszty toteż również za to należy Go docenić bo tak jak miał pod górkę kiedyś - tak ma i obecnie.
Mam za sobą w ciągu lat lekturę kilkudziesięciu biografii amerykańskich gwiazd X Muzy. Od wybitnych reżyserów i scenarzystów zaczynając a na aktorach kończąc.
Nawet osobom pokroju Polańskiego, Allena czy Robina Williamsa (trzymającego w swojej domowej kolekcji wygotowane czaszki japońskich żołnierzy na które był zorganizowany popyt podczas wojny - o czym chyba nie specjalnie ktokolwiek wie), mającym bardzo ale to bardzo dużo za uszami - skrojono biografie jak laurki pod miarę i idealizując w nich, co tylko można.
A jednemu Eastwoodowi przywalają dla odmiany w małostkowy sposób.

Za to też warto Go docenić, że idąc na przekór a nawet pod prąd ogólnego nurtu, dalej robi swoje mimo 90-tki na karku.
Pozdrawiam.

jabu

Czy Woody Allen był niezależny? Biorąc po uwagę jego pochodzenie i jaka nacja rządzi od zawsze w Hollywood raczej mijasz sie z prawda. Dwoch pozostałych zgoda, ale Woody? Nie.

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

Oj, Ty chyba zupełnie nie zrozumiałeś co miałem na myśli.
Zwrot o proszalnym dziadzie miał zastąpić wyliczenia i porównania ale rozumiem, że nie do wszystkich przemówił.

Faktem jest, że w Hollywood rządzą amerykańscy Żydzi.
Z tym nikt normalny chyba polemizować nie będzie a jeśli będzie to powinien iść do psychiatry zamiast interesować się historią kina.
Z wolna zresztą są zmuszeni dzielić się tą władzą z inną nacją. Niemniej nie twórzmy off-topicu.

Czy rządzą "od zawsze" w hollywoodzkim przemyśle filmowym, pozostaje kwestią otwartą.
Fakty podpowiadają, że raczej dopiero z czasem go zdominowali i to też nie całkowicie (odsyłam np. do konfliktu o film „Citizen Kane” Orsona Wellesa z 1941 r., gdzie przez dłuższy czas to William Hearst, nie tylko nie lubiący Żydów ale będący ich krytykiem, dyktował warunki finalnie będąc jednak rzeczywiście przegranym).

Niemniej przykładowo bracia Horsley będący ojcami założycielami Nestor Film Co., pierwszej działającej na skalę przemysłową firmy w branży filmowej w Hollywood – Żydami nie byli. Nie mieli ich też wśród najwyższego grona ścisłych współpracowników decydujących o linii i polityce firmy.
Wkrótce to się zmieniło (Paramont, Columbia, Warner Bros i w końcu RKO) niemniej to nie Żydzi zakładali w Hollywood przemysł filmowy.
Nie oni w nim rządzili od początku (czytaj - „od zawsze”).
Rządzić nim (w Twoim jak się domyślam rozumieniu, które ja w odniesieniu do tej daty podzielam) zaczęli na dobrą sprawę dopiero w latach 30-tych.


Przechodząc do meritum.
Żydowskie korzenie mają w Hollywood swoje niepodważalne znaczenie.
Gdy Spielberg miotał się w poszukiwaniu odpowiedniego scenarzysty do „Jaws” nie przypadkowo zarekomendował a wkrótce zatrudnił swego przyjaciela, Carla Gottlieba, komika i autora skeczy dla stand-uperów do przeredagowania i w sumie napisania „od nowa” scenariusza. Przy tym Gottleb nie miał zasadniczo żadnych atutów czy doświadczenia w projektach podobnego formatu będąc w dużej mierze wybranym po znajomości i po „wspólnych korzeniach”.
Przykład znamienny wytyczający schemat i wzór postępowania w tej branży.
Niemniej zauważę, że Gottlieb wywiązał się z powierzonej mu misji wzorowo, zaliczając w scenariuszu przypuszczalnie góra dwie merytoryczne wpadki.

Tyle, że tej protekcji i popierania „swoich” są w Hollywood pewne granice.
I to miałem na myśli zaliczając Chaplina, Allena oraz Eastwooda do grona JEDYNYCH trzech w pełni niezależnych twórców kina amerykańskiego.

Spielberg jest nie tylko Żydem ale i cudownym dzieckiem Hollywood dzięki któremu amerykański przemysł filmowy zarobił krocie. Niemniej nie jest niezależnym i samowystarczalnym twórcą. Może rekomendować, polecać, protegować ale NIGDY nie ma pełnej kontroli nad wykładaną kasą. Współproducenci mogą narzucić Mu zmianę scenarzysty czy montażysty a o budżet, jeśli go przekroczy – musi walczyć (dawniej) lub negocjować (obecnie).
Eastwood ma od połowy lat 90. niepisany a przestrzegany przez obie strony układ z Warner Bros, którego sam był pomysłodawcą i sam go wywalczył. Jeden film dla nich, potem jeden film dla Niego (Studio Malpaso).
I tak na zmianę.
Przy tym zarówno do pierwszego jak i do drugiego filmu to Eastwood ustala budżet, wybiera i wskazuje każdorazowo scenariusz, kompletuje w całości zespół, dobiera dystrybutorów, wybiera plenery. Współproducent może kogoś rekomendować tyle, że finalnie akceptacja i ostatnie zdanie należy do gwiazdora.
Układ odwrotny niż w odniesieniu do wyżej wymienianego Spielberga i to mimo niezaprzeczalnie potężnej pozycji zajmowanej w amerykańskiej kinematografii przez tego ostatniego.

W tym rozumieniu tematu – równie niezależne pozycje w szeroko pojmowanym Hollywood wypracowali sobie (wraz z własnymi, niezależnymi studiami), z tego co wiem, poza Eastwoodem – jak dotąd WYŁĄCZNIE Charlie Chaplin i Woody Allen.

Mam nadzieję, że tym razem wyłożyłem rzecz bardziej przejrzyście.
Pozdrawiam.

jabu

po prostu dla mnie wymienianie ich w jednym szeregu jest nadużyciem. po drugie zalezy co rozumiemy pod pojeciem kina niezależnego. dla mnie filmy Woodego to glupawe komedyjki w duza dozą obsceny. czy w jakims filmie poruszyl naprawde wazne tematy, poza zydowskim rozumieniem sexu? jakos zaden z jego filmow nie zapadł mi w pamieć.
jesli dla ciebie niezaleznosc to stan w ktorym sam krece swoje filmy to ok. dla mnie niezależnosc to mowienie o niewygodnych tematach pojscie pod prad. czy to mozna powiedziec o Woodym? wątpie. dlatego nie stawialbym go w jednym szeregu z Clintem czy Charliem.

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

Nikt dotąd nie mówił o kinie niezależnym tylko o niezależnych twórcach.
To dwie różne rzeczy.
Tak jak słoń i słoń morski to jednak dwa różne zwierzęta.

Jeśli dla Ciebie niezależność to mówienie o niewygodnych tematach i pójście pod prąd - to zdecydowanie powinieneś z tej trójki usunąć również Chaplina. Był On przecież ulubieńcem ówczesnego Salonu.
Dobrali mu się do czterech liter dopiero wówczas gdy ostro przegiął obyczajowo. I to też dobrali się tak, że wymiernej krzywdy nie poniósł.
Dziwię, że Go nie skreśliłeś wraz z Woodym i w związku z Twoją argumentacją przytoczoną powyżej to już w sumie Cię nie rozumiem.
Charlie Chaplin, przy wszystkich swoich niepodważalnych dla kina zasługach był jednym z najbardziej konformistycznych przedstawicieli ówczesnej X Muzy, utrzymującym z mainstreamem wzorowe stosunki.

Co do oceny dorobku Woody Allena to pozostawię rzecz bez komentarza.
Zauważę jedynie, że jeżeli "jakoś żaden z jego filmów nie zapadł Ci w pamięć" to może to niekoniecznie wina reżysera. :-)
Pozdrawiam.

jabu

a na ktorym miejscu w rankingu Filmy Top 500 na tej stronie jest jakis jego film? sprawdzisz? bo ja scroluje scroluje dojechalem do 100 miejsca i nie ma zadnego :-) pewnie to niekoniecznie wina reżysera :-) poszukasz ? bo mi sie już nie chce szukac dalej w kolejnych setkach :-)

jabu

a co do Chaplina miałem na mysli głownie Dyktatora. trzeba miec niezle jaja by nakrecic taki film , a co do jego lewicowych pogladow? W tamtych czasach to polowa ludzi w Ameryce i Europie chciałą być komunistami gdyz nikt nie wiedzial naprawde kim byl Stalin i komunizm. Natomiast Twoje pisanie ze wtedy był jakis Salon swiadczy o kompletnym braku elementarnej wiedzy, bo wtedy byla Zimna Wojna i nie bylo zadnych Salonow mistrzu :-):-):-)

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

Z jednej strony piszesz, że trzeba było mieć niezłe jaja aby nakręcić „Dyktatora” a z drugiej przypominasz, że w tym czasie połowa ludzi w Ameryce chciała być komunistami. Czytasz samego siebie?
Co złego groziło Chaplinowi w ciepłej, bezpiecznej Ameryce za nakręcenie podobnego filmu?
Jedyną, podkreślam to wyraźnie – jedyną konsekwencją jaką musiał wziąć na klatę kręcąc „Dyktatora” stanowiły awantury z bratem Wheelerem martwiącym się, że biznes wmieszany w politykę może ucierpieć. Okazało się, że to Chaplin dobrze odczytał nastroje a biznes nie tylko nijak nie ucierpiał lecz nawet za sprawą premiery filmu bardzo profitował. Kogo lub czego niby Chaplin miał się obawiać aby do nakręcenia „Dyktatora” potrzebne mu były „niezłe jaja”?
Był to najbardziej komercyjny ze wszystkich filmów Chaplina na którym NAJWIĘCEJ zarobił. Widzowie w Stanach byli zachwyceni. Nominowano go do pięciu Oscarów a o wsparciu amerykańskich mediów żydowskich zachwyconych pomysłem, z którymi Chaplin był w serdecznych stosunkach (poczytaj proszę wspomnienia na ten temat wpływowych Ivora Samuela Montagu czy Ernsta Lubitscha) – nawet już nie będę wspominał jako, że ich protekcja i poparcie są powszechnie znana sprawą.

Ponadto w Stanach na przełomie lat 1939/1940 panowała nie tylko pełna aprobata dla tego typu projektów ze strony rządu federalnego ale wręcz ich zawoalowane wsparcie (np. podczas kręcenia scen batalistycznych w Laurowym Kanionie markującym pole walki z WWI z początkowych scen filmu, kiedy to za rekomendacją rządową dostał „za darmo i od ręki, bez spowalniających formalności” od Armii dwie kompanie piechoty w charakterze statystów oraz broń (oryginały nie repliki) z armijnych stocków).
Przypomnę, że działo się tak nie przypadkiem jako, że w kraju sprawował drugą kadencję Delano Roosevelt, personalnie nienawidzący Hitlera czemu dawał parokrotnie upust w bardzo niewyszukanych i miejscami wręcz wulgarnych przemówieniach, których po tym, kreowanym na wielkiego męża stanu człowieku raczej nie należałoby oczekiwać.
Film „Dyktator” Chaplina spadł temu ostatniemu z nieba. Przy czym Eleonora, pierwsza dama posunęła się do wspierania przedsięwzięcia Chaplina w daleko nawet większym od męża stopniu, czego szczegóły możemy m.in. sobie przybliżyć w biografii prezydentowej autorstwa Beaty de Robien, przełożonej zresztą z francuskiego w 2000 r. na j. polski.
Roosevelt tak dalece wspierał i promował Chaplina, że po premierze zaprosił go soobiście do przeczytania przez radio ostatniego przemówienia zaczerpniętego z filmu podczas inauguracji prezydenta w styczniu 1941 r., a przemówienie to prasa i radio okrzyknęły jako „hit” uroczystości.

Chaplin nie musiał się niczego obawiać pracując nad swym „Dyktatorem”. Szedł tez w ciemno po entuzjastyczny odbiór widowni jako, że nie uszły Jego uwagi wielkie, rozentuzjazmowane tłumy widzów szturmujące ochoczo kina niemal rok wcześniej aby oglądać inną filmową satyrę obśmiewającą nazizm i Hitlera personalnie. Chodzi o wyprodukowany także w Hollywood przez Columbię „You Nazty Spy!” z grudnia 1939 r., w którym brylowało trio znanych i popularnych żydowskich komików (bracia Howard i Larry Feniberg).

Chaplin od pierwszego dnia zdjęć po moment premiery „Dyktatora” miał w swoim projekcie ogromną ochronkę rozciągnięta na cały kraj. Przypisywanie Mu jakiejś odwagi w związku z nakręceniem w tak sprzyjających warunkach „Dyktatura” nie znajduje w niczym uzasadnienia.
Na etapie pomysłu, w 1938 r., gdy film rodził się jedynie w głowie – Chaplin mógł się obawiać pewnego ostracyzmu. Ale i to też nie na swoim podwórku gdzie mógł liczyć na pełną ochronę rządu jeśli nie wręcz czynne wsparcie – tylko co najwyżej za granicą. Paradoksalnie w Wielkiej Brytanii były zapowiedzi blokowania filmu (w ramach polityki nie drażnienia Hitlera) w angielskich kinach. Opisuje to m.in. Fredrich Otto w swojej książce z 1997 r. „Portret Hollywood w latach 40.” Tyle, że to było jesienią 1938 r., wraz z pierwszymi zapowiedziami kręcenia „The Great Dictator”. Opory te prysły jak mydlana bańka jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć i film ściągnął do brytyjskich kin w ciągu tylko dwóch pierwszych miesięcy 9 mln widzów. Zyskał tak wielki entuzjazm, że w 1941 r. londyński Prince of Wales Theatre zaczął wystawiać angielski wariant sztuki teatralnej.

Film zresztą był komplementowany jeszcze przed powstaniem, przez radio i prasę odcinając kupony od szczęśliwego (dla filmu) zbiegu okoliczności jaki stanowił początek zdjęć przypadający na szósty dzień po tym gdy Hitler dokonał inwazji na Polskę.
Opinia publiczna, przynajmniej ta śledząca rozwój wydarzeń w Europie oraz potrafiąca odróżnić agresora od ofiary – czekała na ten obraz trzymając kciuki.
Czołowa prasa dopingowała i wspierała Chaplina w jego projekcie. „Time Inc.” piórem ich czołowego lidera Alexandra Kinga, „Life” (teksty Henry,ego Luca, Hicksa, Longwella itd.), słynny „Daily Maroon” (John G. Morris), „The New York Times” (entuzjastyczne teksty o projekcie Chaplina autorstwa Abe Rosenthala czy nieystajacego w peanach, opiniotwórczego Bosleya Crowthera – „zanosi się na wspaniałe osiągniecie wspaniałego artysty”), „New Yorker” (Ralph Ingersolla i Bourke-White z ich wspierającymi artykułami – „być może będzie to najważniejszy film jaki kiedykolwiek wyprodukowano”) i tak dalej. Mógłbym wymieniać ich na cała stronę. 90% opiniotwórczej prasy amerykańskiej kształtującej wówczas opinię w kraju prześcigała się kto bardziej nagłośni, wesprze, poprze i rozpropaguje filmowy projekt Chaplina.
Odpowiedzialny za pozyskiwanie zdjęć do „Life’a” Wilson Hicks tak bardzo chciał „pomóc” Chaplinowi w rozpropagowaniu przedsięwzięcia przed premierą, że posunął się do kradzieży zdjęć z planu. Hollywodzki korespondent „Life’a”, Richard Pollar za 50$ pozyskał od montażysty United Artists (był to już sierpień-wrzesień 1940 r.) skrawek negatywu i pismo poszło do druku w sobotę wieczorem.
A przypomnę, że „Life” w latach 30. i 40. (później przez szereg dekad zresztą też) stanowił potęgę medialną. Wszystko co w nim pokazywano i propagowano z odpowiednimi komentarzami – szło na cały właściwie świat, w tym także bez przeszkód i ograniczeń do Sowietów, z którym władze gazety i cała redakcja miała serdeczne stosunki a większość fotografików była szczerymi i bezrefleksyjnymi ich propagatorami (mp. słynny Myron Davis szkalujący podprogowo MacArthura czy George Silk szlifujący się przed wyjazdem do ZSRR w dżungli Papui na szlaku Lea-Salamaua).
To wsparcie mediów dla Charliego było zresztą czymś oczywistym i długotrwałym mającym swoje stare korzenie. Niezorientowanym przypomnę, że to przecież właśnie Chaplin był w lipcu 1925 r. pierwszą gwiazdą filmową, która pojawiła się na okładce legendarnego i opiniotwórczego już wówczas magazynu „The Times”. Będącego podówczas własnością Henry'ego Luce'a - amerykańskiego magnata prasowego magazynowym, nazywanego „najbardziej wpływowym prywatnym obywatelem Ameryki swoich czasów”. Tego ostatniego z Chaplinem łączyły serdeczne stosunki. Nie bez powodu więc w swoim komentarzu określiłem Chaplina jako ulubieńca ówczesnego Salonu.


Film po swojej premierze został zakazany w dwóch krajach Ameryki Południowej, w Hiszpanii oraz oczywiście w III Rzeszy i w krajach przez nią okupowanych. Natomiast w Italii Mussoliniego dopuszczono obraz do kin zalecając jedynie w oficjalnych pismach ministerstwa kultury aby „film Żyda Chaplina ignorować”.

Przypomnę jeszcze raz – okres od początku zdjęć do premiery to wrzesień 1939 – październik 1940. W tym czasie naziści oraz personalnie Hitler uważani byli we wszystkich krajach alianckich oraz w znacznej części neutralnych (z których niemal wszystkie w toku konfliktu przeszły do obozu alianckiego) – za wroga zasługującego na zwalczanie w każdej formie, w tym także w tej propagandowej, czyli m.in. poprzez tworzenie i jak najszersze rozpowszechnianie satyrycznych filmów.

Jeśli z jakichś powodów Chaplin „miał jaja” to był nim tupet i zuchwałość artysty, który zaryzykował konflikt z kilkoma innymi przedstawicielami swojej branży zawłaszczając i wykorzystując ich pracę (jako własną) podczas kręcenia „Dyktatora”.
Ale czy za to możemy Go podziwiać i komplementować?
Pozostawiam rzecz do osądu czytającym. Idąc po trupach podczas realizacji projektu wygenerował nawet sądowy spór z własnym bratem, Sydneyem – plagiatując scenariusz którego brat był współautorem (film Król, królowa, Joker” z 1921 r.). Po tym jak w sądzie zaczęły wychodzić kompromitujące Chaplina dowody – zaproponował bratu ugodę w ramach której zapłacił mu zadośćuczynienie w postaci utajnionej kwoty (wiadomo, ze była wysoka). Podobną wpadkę zanotował z Konradem Bercoviciem, amerykańskim pisarzem o rumuńskich korzeniach który w sądzie udowodnił, iż przygotował gwiazdorowi pierwowzór scenariusza do „Dyktatora” za co Chaplin nigdy mu nie zapłacił. Scenarzysta sprawę wygrał a Chaplina kosztowało to 95.000$.

Mógłbym podać jeszcze kilka innych przykładów odwagi i determinacji Chaplina podczas kręcenia „Dyktatora” ale chyba nie o tego typu „niezłe jaja” Ci jednak chodziło.

jabu

nawet nie chce mi sie czytac tego bełkotu. kompletnie nie rozumiesz co mam na mysli. zacznij pisac ksiazki. Nobel z Salonu gwarantowany.

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

Ale bełkot nie był adresowany do Ciebie.
Był adresowany do wszystkich innych użytkowników poza Tobą, którzy zechcą się zapoznać z faktami.
Napisałem to przecież w jednym ze zdań jednoznacznie. :-)
A prawda. Przecież nie czytałeś…

A książki piszę i publikuję od dekad.
W kraju i poza nim (Kojinsha, J-Tank, Tankograd Militär Fahrzeug, Osprey, Helion, Wheels & Tracks).
Jestem już dawno po przekroczeniu mety w wyścigu, który mi z dobrego serca polecasz.

jabu

jasne jasne, siostra Rachel podała ci już dziś leki ?

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

„Przyjaciół” cenię. Seanse z nimi pozwalały stopić stres podczas Majdanu.
Siostry o imieniu Rachel ani nie mam ani nie znam a korzeni żydowskich nie posiadam.
W Japonii raczej o nie trudno.

Na Twoje szydzenie podrzucam link pozwalający na weryfikację
https://otakurepublic.com/product/product_page_4036465.html
Na stronie następującej po okładce masz podane nazwisko autora.

Mogę wrzucić kolejne linki z w/w wydawnictw obcojęzycznych. Niemniej wówczas FW skasuje komentarz jako niezgodny z regulaminem (już to przerabiałem).
Jabu to ksywa biorąca się od trzech pierwszych liter nazwiska.
Dla osoby wykształconej Twojego formatu obce języki nie powinny stanowić bariery. Jeśli jednak masz z tym kłopot to z pomocą wujka Google znajdziesz moje prace również i u polskich wydawców.
Zarówno wprowadzając ksywę jak i nazwisko. Na stronach Magnum X, Poligonu, Militariów, Nowej Techniki, Techniki Historii, Infortu, ZBiAM czy IOH – do koloru do wyboru.

Służyć linkami?

Tytułem odpowiedzi na Twoje drwiny zalecam treść plakatu wywieszanego przez nas ostatnio na moście Poniatowskiego podczas Marszu.
„I co? Łyso?”

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

>a co do jego lewicowych pogladow?

Po co wyciągasz w dyskusji lewicowe poglądy Chaplina i odnosisz się do nich w sposób jakbym to ja Mu je wcześniej wyrzucał?
Przecież niczego podobnego nie napisałem.

Napisałem - „dobrali Mu się do czterech liter dopiero wówczas gdy ostro przegiął obyczajowo”.
Gdzie Ty się tu dopatrzyłeś wątku o „jego „lewicowych poglądach”?
Wspomniałem o przegięciach obyczajowych.
Jest więc oczywistym, że chodziło mi o traktowanie pierwszej żony, 16-letniej Lity Grey.
Złe i co tu dużo pisać – bezduszne traktowanie, zarówno przed jak i po (zwłaszcza po) potajemnym ślubie zawartym w Meksyku, zaaranżowanym ze strachu przed oskarżeniami o gwałt i współżycie z nieletnią.
Następnie Jej kompulsywne, wielokrotne zdradzanie a później wyrachowane i przemyślane zaniedbywanie małżonki i obojga synów – co zaowocowało w ciągu dwóch lat rozwodem oraz kompromitującym wizerunkowo skandalem.
O późniejszym skandalu z Joan Barry już nie wspominam. W sprawę zaangażowało się FBI czyniąc rzecz nieprzejrzystą.
Niemniej Lita Grey, po kilkunastu latach utrzymująca z gwiazdorem neutralne (poprawne) stosunki z racji regularnie łożonych alimentów – wyjawiała, iż od wspólnych bliskich znajomych wie, iż Chaplin zapłacił urzędnikom państwowym za manipulowanie wynikami badań krwi aby podważyć ojcostwo córki którą miał z Barry.

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

>Natomiast Twoje pisanie ze wtedy był jakis Salon swiadczy o kompletnym braku elementarnej wiedzy, bo wtedy byla Zimna Wojna i nie bylo zadnych Salonow mistrzu :-):-):-)


Halo? Ziemia do kolegi.
Zimna Wojna ma swój początek w drugiej połowie lat 40.
My rozmawiamy o latach świetności Chaplina przypadających na okres przed WWII oraz jej początek.
U szczytu kariery Chaplina nie było żadnych Salonów?
To przeanalizuj proszę informacje podane przeze mnie we wcześniejszych komentarzach. Jeśli są dla Ciebie zbyt nużące to skonfrontuj się choćby z tylko jednym:

„To wsparcie mediów dla Charliego było zresztą czymś oczywistym i długotrwałym mającym swoje stare korzenie. Niezorientowanym przypomnę, że to przecież właśnie Chaplin był w lipcu 1925 r. pierwszą gwiazdą filmową, która pojawiła się na okładce legendarnego i opiniotwórczego już wówczas magazynu „The Times”.
Będącego podówczas własnością Henry'ego Luce'a - amerykańskiego magnata prasowego, nazywanego „najbardziej wpływowym prywatnym obywatelem Ameryki swoich czasów”. Tego ostatniego z Chaplinem łączyły serdeczne stosunki. Nie bez powodu więc w swoim komentarzu określiłem Chaplina jako ulubieńca ówczesnego Salonu”.

Jeśli nie był to żaden ówczesny Salon to co to niby było?
Chcesz więcej przykładów pokroju Luce’a będących w zażyłych stosunkach z Charlie Chaplinem to z miejsca służę.
Woodego już Ci odpuszczam. Wystarczy wiedza jaką zaprezentowałeś w temacie Chaplina.

Niezłe jaja to są ale nie podczas realizacji filmu „Dyktator” – tylko w tej dyskusji.

Pozdrawiam.

jabu

Salon byl pokłosiem Teorii Krytycznej. wiesz co to takiego? najpierw nadrób braki w swym wykształceniu i wtedy zacznij uzywac slow, ktorych sensu zwyczajnie nie znasz. i przestan cytowac innych bo mnie interesuje twoje zdanie a nie cytaty innych. tragedia po prostu.

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

Pokłosiem? To zajrzyj proszę do „Encyklopedji Powszechnej” pod red. Wachta wydanej przez J. Przeworskiego w 1936 r. w Krakowie. Znajdziesz tam kilka definicji salonu (601 str. Saksonja-Sallustius). Poza odnośnikami do pomieszczenia, wystawy, zgromadzenia ekskluzywnych gości oraz miasta i gminy we Francji jak również w Indiach, masz tam inną definicję Salonu. Tą którą ja się posiłkowałem i której używa się obecnie w dyskursie. „Opiniotwórcze i wpływowe środowisko osób sprawujących nieformalną władzę, uważanych za społeczność uprzywilejowaną”. Pozdrawiam serdecznie. Dyskusja z Tobą to świetny relaks..

jabu

nadal nic nie rozumiesz. prosze weź te lekarstwa:-)

ocenił(a) film na 6
mprzymusinski42

Żadnych leków nie biorę bo mam końskie zdrowie.
Jasno rzecz formułuję i nie ulegam emocjom oraz nigdy nie obrażam w dyskusji adwersarzy. Mam za to do nich dużo cierpliwości czego dowodzi choćby bieżąca dyskusja.

Niedobór, brak lub przedawkowanie leków wykazuje człowiek niestabilny, nadpobudliwy i łatwo się unoszący.
Preferujący w polemice emocjonalne a nie merytoryczne wypowiedzi.
Nie będący w stanie obejść się bez inwektyw i powtarzający te same zarzuty w zdaniach prostych, bez przejmowania się ich formą czy budową ( bełkot, braki w wykształceniu, brak elementarnej wiedzy, tekst o lekach jak wycięty z komiksu itd.).

Zmień więc narrację albo sam zażyj leki na które się powołujesz.
Pozdrawiam.

jabu

Nie wytrzymałem, musiałem się wtrącić (wszak to publiczna dyskusja):
@jabu - człowiek z wiedzą, podający źródła, mający pojęcie o czym pisze, ciekawe refleksje.
@mprzymusinski42 - człowiek, któremu "wydaje się, że wie".
Wszystko w temacie.

jabu

Jabu.Dziękuję za wszystkie Twoje wypowiedzi w tym temacie.Fajnie jest z rańca poczytać mądre słowa czlowieka o nietuzinkowiej wiedzy.Gratuluję, życzę dużo zdrowia i pozdrawiam seredcznie.

ocenił(a) film na 6
NastyMosquito

Zdrowie dopisuje czego dowodem powyższa dyskusja.
Niemniej za życzenia i docenienie bardzo dziękuję. Lansowane wkoło standardy ala "Królowe życia" pukają do nas z każdego medium i to w tendencji narastającej. Toteż, aby ten najazd przetrzymać faktycznie przyda się końskie zdrowie.
Dziękuję więc tym bardziej za życzenia i też pozdrawiam serdecznie.

jabu

Jabu, I LOVE You <3 . Szkoda, że jest tak mało, takich perełek w dyskusji. Proszę nie brać do głowy ludzi o niskiej inteligencji emocjonalnej. Wszystkiego dobrego :)

ocenił(a) film na 6
moonia01

Dziękuję, ale podobna wiedza to obecnie (zasadniczo) przeżytek. Prędzej spotka się z kpinami niż wysłuchaniem.
Redakcja Filmwebu dobrym przykładem.
Nigdy z niczego nie skorzystali a wszystko co wysyłałem kazali... uwiarygadniać linkami z sieci.
Dla gościa mojego pokroju, który wyrósł wśród książek i prasy i najpewniej wśród nich odejdzie - łatwiej by było udowodnić romans z Yeti niż uwierzytelnić przed nimi posiadaną wiedzę.

Niemniej - piszę nie dla nich a dla użytkowników serwisu, więc tym bardziej dziękuję za docenienie.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 5
mprzymusinski42

Jaki Ty, człowieku, jesteś prymitywny. Nie umiesz odpowiedzieć argumentami na argumenty zamiast rzucać wyzwiskami? Twój rozmówca odnosi się kulturalnie do Ciebie, może warto więc trzymać jakiś poziom i pokazać minimum szacunku?

jabu

Tak się tylko zastanawiam jak można mianem "głupawej komedyjki" określić filmy pokroju "Sen Kasandry", "Wszystko gra", "Blue Jasmine" czy też "Zbrodnie i wykroczenia"? Istnieje jedna prosta odpowiedź. Można jeśli się tych filmów nie oglądało albo dlatego, że przypadkiem trafiło się na "Casino Royale" z jego udziałem i wyszło z założenia, że to jego film. Być może też dlatego, że zaczęło się oglądać jego filmy go od bardzo niedawna (bo "Na karuzeli życia" to też dramat choć wg mnie słaby). A tak w ogóle to ja uwielbiam "Złote czasy radia" i "Purpurową różę z Kairu". Takie głupkowate komedyjki ;)))

mprzymusinski42

Tak się tylko zastanawiam jak można mianem "głupawej komedyjki" określić filmy pokroju "Sen Kasandry", "Wszystko gra", "Blue Jasmine" czy też "Zbrodnie i wykroczenia"? Istnieje jedna prosta odpowiedź. Można jeśli się tych filmów nie oglądało albo dlatego, że przypadkiem trafiło się na "Casino Royale" z jego udziałem i wyszło z założenia, że to jego film. Być może też dlatego, że zaczęło się oglądać jego filmy go od bardzo niedawna (bo "Na karuzeli życia" to też dramat choć wg mnie słaby). A tak w ogóle to ja uwielbiam "Złote czasy radia" i "Purpurową różę z Kairu". Takie głupkowate komedyjki ;)))

ocenił(a) film na 7
mprzymusinski42

Niewiele wiesz o Woody Allenie, panie Przymusiński. I ten ton wypowiedzi, te niedopowiedzenia.... Czytając Twoje wynurzenia na tym forum widzę agresywnego prostaka z pretensjami intelektualnymi. Ale tak naprawdę nie odróżniasz galerii sztuki od galerii handlowej. Słoma w butach ale głowa wysoko.

mprzymusinski42

Przecież i Polański, i R. Williams jak i Allen są z tej samej nacji....

ocenił(a) film na 8
jabu

Pewnego dnia Clint stanął przed czarodziejskim lustrem w którym ukazała się mu cała jego, owiana legendą, twórcza przeszłość. Przyszła refleksja sugerująca, że przyszedł czas na rozstanie się z widzami i zrobił to w znakomitym stylu. 8/10!!!

ocenił(a) film na 5
jabu

Mało Clinta w Eastwoodzie…niestety.

ocenił(a) film na 6
profus6

Wiesz - to już jednak staruszek jest.
Prawie wszyscy z Jego profesji się w podobnym wieku już dawno wycofywali. A On nie tylko wciąż gra, ale reżyseruje, poprawia scenariusze itd.
Więc ja już i tak nie oczekuję tego Clinta w Eastwoodzie ciesząc się tym, co jest. :-)

ocenił(a) film na 5
jabu

Oczywiście, dla mnie ikona kina i jeden z ulubionych aktorów i reżyserów, co nie zmienia faktu, ż

ocenił(a) film na 5
profus6

że film cienuski, oj cieniuśki…
Pozdrawiam

jabu

Podoba mi się to, że odchodzi z kina na własnych zasadach, całe życie taki był i u jego kresu wciąż taki jest. Tworzy filmy jakie chce, o czym chce i jeszcze w nich gra. Cieszę się, że po prostu jest, bo w każdej chwili możemy otrzymać info, że udał się na łono Abrahama. Niech będzie, jak najdłużej i wzbudza podziw już przede wszystkim tym, że mu się chce.

ocenił(a) film na 6
krzychu1526

Ano właśnie. Sedno sprawy za które warto docenić - za to, że mu się jeszcze w takim wieku CHCE oraz za niezaprzeczalną samodzielność w tworzeniu przez kilka ostatnich dekad.
Przy wszystkich wadach i minusach - dla mnie to człowiek legenda.
Dodatkowo odważny wśród środowiska tchórzy i konformistów, w doborze i poruszaniu niektórych tematów.
Pozdrawiam.

jabu

Pięknie to napisałeś.
Mój ukochany Aktor

ocenił(a) film na 9
jabu

Fajnie, ciepło opisałeś Eastwooda i jego ostatni film. I z dwiema rzeczami się muszę poprzekomarzać. 6 nie jest naciągana moim zdaniem. Dla mnie znowu niesamowity film. I znowu nie taki, jak się spodziewałem. Zaskakujący. I mimo to, że nie tego oczekiwałem, to właśnie taki "po swojemu" i świetny. A druga rzecz, to absolutnie się zgadzam, co do trzech niezależnych reżyserów. Nie wszystkiego z ich twórczości będę fanem, ale niezależności nie odmówię im nigdy. Dodałbym tylko czwartego. To Mel Gibson. Dla mnie idzie śladami Clinta. Też filmy akcji itp. A tu koleś robi swoje i ma w nosie środowisko. Pozdrawiam :-)

ocenił(a) film na 9
Huguoo

I przepraszam .... zapomniałem dopisać, że .... miałem to samo wrażenie odnośnie pożegnania. Zanim przeczytałem Twoją opinię, powiedziałem do żony, że "chyba oglądam ostatni film Clinta". Trochę szkoda. Ale ładnie mówi nam .... oglądajcie i wspominajcie.

ocenił(a) film na 6
Huguoo

No bo o Nim - teraz, w tym wieku i z tym dorobkiem to już można chyba wyłącznie dobrze, ciepło i bez oczekiwań na nie wiadomo jak wysoką poprzeczkę.
On już (zasadniczo) swoje dla nas zrobił.
Wszystko co obecnie - to już nadwyżka.
Cieszyć się, że mu się jeszcze w ogóle chce - w sytuacji gdy inni w podobnej konfiguracji to już wyłącznie piecyk i ciepłe kapcie jeśli nie wręcz obowiązkowe pieluchy.
Trochę jak z Woodym.
Wybaczyć to, co było nie najlepsze a minęło.
Trzymać kciuki za cokolwiek jeszcze.
Cieszyć się każdą nową klatką filmową...
Pozdrawiam.

jabu

Przemytnik - podsumowanie życia.
Cry Macho - pożegnanie.

ocenił(a) film na 6
jabu

jabu, pięknie napisane. Pójdę na łatwiznę i napiszę tylko, że w pełni się z Tobą zgadzam. Pozdrowienia.

ocenił(a) film na 8
jabu

Robi filmy jakie chce i mówi w nich co chce. Nie ulegają powszechnej modzie wypowiada nie raz rasistowskie onelinery przy czym w głębi duszy jego bohaterowie rasistami nie są. Po prostu facet, który mówi jak jest w dupie mając poprawno#ć polityczną. Wzór dla każdego prawdziwego mężczyzny

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones