Zrealizowana oczywiście dużo niższym kosztem, ale reżyser Mario Bava nie poskąpił widzom przeróżnych atrakcji. Oglądamy więc bitwy lądowe i morskie (w prologu zostaje nawet przekłuta włócznią kobieta z trzymanym przy ciele dzieckiem), furkoczące w powietrzu toporki, nordyckie blondyny w efektownych pląsach... Wymyślne urządzenie do zadawania śmierci za pomocą pająka mogłoby znaleźć zastosowanie w którymś z jego gotyckich horrorów. Ogólnie nie jest źle, ale w pewnym momencie fabuła grzęźnie w romantycznych blubrach i siada tempo. A w finale mamy zerżnięty popisowy numer z filmu z Kirkiem Douglasem - tam bohater wspinał się po wbitych w bramę solidnych toporach, tutaj gibkiego księcia utrzymają strzały (!).
Dużo dodawać do twojego komentarza nie będę, zważywszy że masz szersze spojrzenie na film- ja nie oglądałem "Wikingów".
Jak przystało na dzieło Bavy jest bardzo kolorowo, pełno też świetnych zdjęć, a i scen przemocy nie brakuje. Przy tym wszystkim scenariusz zdaje się mocno kulawy, bo pełen uproszczeń i tanich wzruszeń. Można paść ze śmiechu gdy postaci zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, wygłaszając mowy, dziś uznawane za tani barowy podryw ("czyżbym umarł? Bo mam wrażenie, iż spotkałem anioła").
W ogólnym rozrachunku polecam. Jako widz nie trawiący peplum bawiłem się nieźle.