Nowe "Harakiri" to bardzo nędzne popłuczyny po "Seppuku"* Kobayashiego z '62 r.!
Trudno byłoby w historii kina znaleźć przykład lepszego/gorszego remake'u.
* specjalnie używam innych tytułów, bo "harakiri" to w Japonii wulgarna odmiana terminu "seppuku"
Oczywiście miało być "lepszy/gorszy przykład"; generalnie źle to sformułowałem, ale wiadomo, o co chodzi.
No nie przesadzaj, nie widziałeś np, co Van Sant zrobił z Psychozą?
To już Mike lepiej się udało, chociaż oczywistym jest, że pod względem artystycznym jest to zupełnie niepotrzebna robota. Młodzieży, nie znającej oryginału, ma to się nawet prawo spodobać. Ładne zdjęcia, genialny scenariusz, poprawna gra aktorska.
Ale dla mnie jest to wyłącznie rozczarowanie. Miałem nadzieję, mimo wszystko, że Mike wywrze na tym filmie jakieś osobiste piętno, przesunie akcenty, przemyci jakąś refleksję co do odbioru samurajskiej tradycji we współczesnej Japonii.
No i co? Akcenty przesunął, niestety. W stronę rzewnej ckliwości, których oryginał był pozbawiony, i w stronę niezamierzonej parodii w scenach finalnej konfrontacji. No i nie zrozumiem nigdy, co go podkusiło, żeby w roli głównej obsadzić Ebizô Ichikawę, aktora przeciętnego i o skromnym dorobku. Nie było lepszych aktorów w tym terminie? Za dużo sobie życzyli? Przecież jak ten występ porówna się z kapitalną rolą Tatsuya Nakadai, to żal coś ściska.
Masz rację. Zresztą po napisaniu poprzedniego pomyślałem o kilku innych strasznej jakości "dublach", także polskich [np. "Kariera Nikosia Dyzmy" (2002)]. "Harakiri" tak mnie obruszyło, bo oryginał oglądałem ~40 lat temu i do dziś pamiętam wrażenie, jakie na mnie wywarł.
Spoko, na pewno ktoś zrobi jeszcze Rashomona w wersji kolorowej i 5d, z masą efektów specjalnych, to dopiero się załamiemy :)
A z Nikosiem Dyzmą to ostrożnie :;) Porównujesz film z 2002 do kultowego serialu i rzeczywiście, w takim ujęciu, to porażka.
Ale serial to w sumie też remake! Słabego (podobno, nie widziałem) filmu z 1956 :)
Tak więc ostrożnie, nie każdy remake to dno, a może i być, w nielicznych przypadkach, lepszy od oryginału. Weźmy taki np. The Thing Carpentera :)
oj, oj, jAKU. Jak ja czytam co ty piszesz, to się boję żebyś nie chciał nakręcić ,,Harakiri: Śmierć jaka"
Mnie się wydaje, że trochę nieuważnie oglądałeś film skoro uważasz, że Miike nic nie przemycił do swojej wersji. Wystarczy sam początek. Wizerunek bawołu (może byka - z biologii miałem 3 na maturalnym świadectwie). Skąd pochodził klan Hanshiro w wersji Kobayashi'ego a skąd w nowej? Dlaczego doradca domu Kageyu Saito kuleje? A to tylko wstęp. Wiem, że od Miike wymaga się szaleństwa, jak np. w jednym z ostatnich jego filmów - "Yakuza Apocalypse. Sam trochę zawiodłem się na "Ichimei". Ale w zalewie zalewającego nas shitu, nawet słabszy film Miik'ego jest dobrym filmem.
P.S. A jak tak cenisz kapitalnego Tatsuya Nakadai'ego to może odpowiesz na proste pytanie. Biały kot pojawiający się na chwilę podczas rozmowy Kageyu Saito z Omodaką. Do jakiego filmu z Nakadai w roli głównej nawiązuje ten motyw?
Mocno mnie przeceniasz, sądząc, że pamiętam szczegóły niezbyt udanego filmu, który widziałem 3 lata temu.
Na mocno ponad setkę filmów z Nakadai widziałem raptem kilka i tylko w jednym pamiętam kota, ale nie białego. No i wydało się, że słaby ze mnie znawca :)
Ja też nie wystąpiłbym w "Wielkiej Grze" w temacie filmografii Nakadai. Białego kota kojarzę z filmu "Kiru" AKA "Kill". Natomiast co do nawiązań do aktualnych wydarzeń przez Miike'go: przykładowo w pierwotnej wersji, Kobayashi chyba nie bez powodu uczynił Hiroshimę jako miejsce, skąd pochodził klan Hanshiro; w wersji Miike'go była to Fukushima. Myślę, że kilka innych przywołanych scen (symboli) jest czytelna tylko dla Japończyków tudzież znawców japońskiej historii i kultury. Pomimo naiwności w ostatnich scenach vide scena walki Hanshiro z użyciem bambusowego miecza, którą oglądałem z małym zażenowaniem (Hanshiro przyjmuje zabójcze ciosy w pozycji Jezusa z Rio de Janeiro), nie oceniam tego filmu jako porażki. Oczywiście dzieło Kobayashi'ego jest o niebo lepsze.
Nieco infantylne jest porównywanie filmu z pierwowzorem. Dlaczego 3? Co oprócz tego że Twoim zdaniem jest gorszy od oryginału daje tak mierną notę? Zła muzyka, słaba gra aktorów, plenery brzydkie??? Co daje tę notę (słaby)???
Ocena jest relatywna do wartości pierwowzoru (dałem tamtemu 9/10).
Ktoś powiedział: >> pierwszy człowiek, który oczy ukochanej porównał do gwiazd, był wielkim poetą; ci, którzy to powtarzają, to tylko bęcwały <<.
Tak, rzeczywiście. Popłuczyny po świetnym oryginale. Ja odniosłem wrażenie, że Miike za bardzo nie wiedział jak go skroić. Coś tak więc odciął, coś zmienił, coś dokleił, żeby tylko było inaczej i bedzie. Skrojone to chyba dla dzisiejszego widza.
Weźmy postać Motome. W oryginale - świetna manipulacja widzem - początek, gdzie zostaje poddany złej ocenie, potem jakaż rehabilitacja. W rimajku nie ma tej tajemnicy, jest dosłowność. Bardzo kiepsko wypada również główny aktor. Brak mu tego spokoju, spojrzenia. Brak zaznaczonego celu. W oryginale: powody świetnie zaostrzone. Tu nijako. Miike próbuje się ratować jakąś symboliką, ale jedyne na co go stać, to wyciągnięcie przez głównego bohatera drewnianego miecza na końcu. Płytkie to to jak nie wiem. Takich scen jest więcej.
Racja. Główny bohater nie jest męski przede wszystkim; nadaje się jako model do reklam. Z łezką w oku wspominam Mifune i jemu podobnych, jak właśnie Nakadai.
Szczególne pretensje mam do scen walki - są, jak na ówczesnych od tego specjalistów, jak i na tradycję filmów samurajskich, bardzo nieudolnie i nieefektownie zrobione.
W powodzi chały, zalewającej ekrany, to wcale nie jest zły film, a już na pewno nie zasługuje na słowa krytyki. Wiadomo, kolor i inne twarze, brak realizmu tamtejszego quasi teatru, ale warto, chociażby ze względu na widok kwitnących wiśni, tak egzotycznych dla widza spoza Japonii.
Nie jest zły, ale GORSZY od pierwowzoru. Czerwony kawior nie jest zły, ale czarny lepszy.
Jak grochem o ścianę.Nie jest zły ale pierwowzór lepszy.I to się właśnie składa na ocenę 3(słaby)!!!
Jest inny i daje współczesnym dzieciakom okazję do edukacji w kwestii kina japońskiego. Dobrze, żeby zaczęli od tego a w konsekwencji doszli do poziomu Rashomona, czy Seppuku.
Nauki nie należy zaczynać od "koślawej" wiedzy. To tak, jakby rozpocząć matematykę od teorii, że 2 x 2 to będzie coś OKOŁO 4.
Kopernik musiał się kryć choć jego "koślawa" wiedza okazała się przełomem.Nie wszystko co pierwsze zaraz jest najlepsze!!!
A no nie mylę tylko nawiązuje do "koślawej" wiedzy której nie powinno się uczyć.Przykład z Kopernikiem był jak najbardziej na miejscu.Pokombinuj a może złapiesz sens tego porównania.
To Ty pokombinuj. Uważasz, że dzieci najpierw powinny uczyć się systemu Ptolemeusza a potem im powiemy:"prima-aprilis, okłamywaliśmy was, te teoria jest błędna, teraz dowiecie się od Kopernika, jak naprawdę wygląda system słoneczny". To właśnie "koślawa" logika!
Bronisz "straconej pozycji" i dobrze o tym wiesz; zaplątałeś się z tym "Jest inny i daje współczesnym dzieciakom okazję do edukacji w kwestii kina japońskiego. Dobrze, żeby zaczęli od tego a w konsekwencji doszli do poziomu Rashomona, czy Seppuku.".
"Seppuku" nie jest trudniejszy w odbiorze od "Harakiri", więc po co dawać kaszankę zamiast kawioru?
Wszystko mylisz...
Nie Jakowi tylko Jakiemu (taki minister, czy coś podobnego, z PIS), no i nie masz takiej mocy sprawczej (sam piszesz, że cienias jesteś), żeby go zdymisjonować*
*czyli wywalić na zbity pysk z rządu i w ogóle z życia publicznego.
Ludzie Zachodu są pragmatyczni: nam wystarczy gastro- czy kolonoskopia albo tomogram.
Zresztą większość ludzi, tak jak ty, ma nieciekawe wnętrze...
Jaku, zadam ci zagadkę. Mam nadzieję, ze odpowiesz. Otóż Jak nazywa się syn bezpańskiego samuraja, który popełnił harakiri jeszcze w łonie matki?