Dario Argento powinien się cieszyć, że nie nadmieniono jego nazwiska w czołówce jako współscenarzysty. Całość jest typowym dla swojej epoki spaghetti westernem pozbawionym trupów, za to pełny głupkowatego humoru.
Główny bohater, Horatio opracowuje razem z bandą wyrzutków z małego miasteczka brawurowy plan napadu na sejf pełen milionów. Przeszkadzać im w tym będą nieokrzesane bandziory, łudząco podobne stylem bycia do braci Daltonów.
"Così sia" miał potencjał. Dostajemy tu bowiem odlotowe postaci, niezłą scenę rabunku, spory budżet... Cóż z tego skoro nic nie trzyma się kupy. W połowie filmu przestałem rozumieć o co chodzi każdej z postaci. Kolejne zwroty akcji są coraz bardziej idiotyczne, a finał to już lekka przesada. Niby fani komediowych spaghetti mogą być usatysfakcjonowani, bo takiej rozpierduchy nie uświadczymy w żadnym filmie duetu Spencer&Hill, ale nadmiar dźwięków ze zwariowanych melodii i scena "gry w koszykówkę" tylko mnie zirytowały.
Sprawdzacie na własną odpowiedzialność. Osobiście odradzam.
Masz rację. To chyba miała być komedia a nie "typowy" spaghetti western. Tylko, że gagi rodem z niemych burlesek nie są wcale śmieszne. Podczas "rozpierduchy" w saloonie brakowało tylko, żeby bohaterowie obrzucali się ciastami.