Puszczali kilka razy w tv. Za pierwszym razem widziałem w polsacie gdzieś w 2008. Włączyłem na zakończenie. Gdy dawali na innym kanale później, oglądało się dziwnie, znając ostatnie sceny. W 1972 włoskie westerny zaczynały się kończyć, a na przykładzie "Prawo..." widać, że chciano jeszcze zarobić trochę kasy. Stąd pięciu reżyserów i scenarzystów stworzyło film niezły, ale nie arcydzieło. Ksiądz powieszony za antywojenne poglądy, które szerzył wśród rekrutów, zamek jakiego nie znajdziemy w USA, świecąca jak żarówka głowa Indianina, wreszcie ostatni, patetyczny rzut kamery na wyzwolony fort, co trwa, zdaje się, w nieskończoność - to przykłady niespójności. Komercję widać w zatrudnieniu do głównych ról tak znanych aktorów jak Coburn, Savalas i Spencer. Savalas w roli głównego negatywa i w szarym mundurze wygląda jak ErnStavroBlofeld z Bonda. Dobrze, że tu już nie ma kota. Oczywiście nieźle wyszła końcowa masakra dynamitem i kartaczownicami, typowa dla włoskich westernów i którą skopiował Peckinpah w "Dzikiej bandzie" trzy lata wcześniej. Na plus zaliczyć można również, że film jest we włoskiej wersji językowej. Myślę, że oceniłbym film wyżej, gdyby nie to, że wcześniej przypadkowo. obejrzałem zakończenie. 7/10.