W czasie burzy grupa nieznajomych zostaje zmuszona spędzić noc w pewnym domu na odludziu. Wśród nich jest kryminalista Spike (Farley Granger), medium Donald i jego seksowna, nadużywająca alkoholu żona Sylvia, doktor i jego asystentka (?) oraz palący cygara profesor. Domem zarządza tajemniczy Joe. Za namową Sylvii zebrani organizują seans spirytystyczny, w którym chcą wywołać ducha właścicielki Sheilii Marlowe. I co? I zaczynają po kolei umierać, a do świtu daleko... Troszkę przegadany, ale trzymający w napięciu horror. Fabuła momentami jest mało spójna, a dialogi banalne, ale niedostatki w pewnym stopniu rekompensuje te kilka momentów grozy, w tym tykanie licznych zegarów. A miss Italii lat 40-tych Lucia Bose wygląda po prostu prześlicznie!
Uwielbiam angielski tytuł niniejszego, w sumie dość staroświeckiego horroru "Something Is Creeping in the Dark". Do tego multum zegarów, które tykają coraz głośniej i głośniej aż przestają... by zacząć symfonię tykania znowu. Wielu recenzentów zarzuca horrorowi Mario Colucci nudę i wtórność, ja natomiast bardzo lubię ""Something Is Creeping in the Dark" za wzorcowo wykreowaną atmosferę niesamowitości opartą na opętaniu i halucynacjach. Nie wiem dlaczego reżyser Mario Colucci przestał realizować filmy, ale "Something Is Creeping in the Dark" wstydu mu nie przynosi. Tyle na dzisiaj. Jeszcze wrócę do tego filmu.
I dzisiaj wróciłem. W końcu mamy pandemię Covid19 na całym świecie, a oglądanie horrorów i filmów eksploatacji to doskonała odtrutka na niepewność rzeczywistości. Lubię "Qualcosa striscia nel buio" - jedyny horror w dorobku Mario Colucci. Film odznacza się sugestywną atmosferą grozy i bliżej mu do starych horrorów typu "Old Dark House" niż do filmów giallo. Rezydencja tykających zegarów może skojarzyć się z telewizyjnym "The House of Clocks" (1989) Lucio Fulciego. Dobry minimalistyczny soundtrack i kilka przyjemnych scen suspensu np. inspektor zaatakowany przez obrazek. Reasumując, autentycznie fajny, choć raczej zapomniany włoski horror.